Kiedyś uwielbiałam, jako nastolatka miałam mnóstwo kolorów, smarowałam się nimi jak tylko poczułam brak efektu klejenia na ustach :D
Ten, który chcę pokazać dostałam przy okazji od Mamy, kiedy zamawiała sobie paczkę z Oriflame.
Błyszczyk ma mocno intensywny zapach wiśni.
Jest baaardzo gęsty, z trudem udaje się go rozsmarować na ustach.
Opakowanie jest fajne, aplikator bardzo porządny, ale konsytencja skutecznie uniemożliwia jego dobrą aplikację.
Ma drobinki - co widać na zdjęciu. Drobinki to chyba niedobre słowo, bo rzucają się w oczy i mienią jak tani brokat.
Konsystencja zastygniętego kisielu, błyszczenie na kilometr i klejenie ust.
To było fajne, ale parę lat temu. Teraz zdecydowanie preferuję szminki, z delikatnym połyskiem, lub całkowicie matowe :)
Aktualnie toleruję błyszczyki tylko w formie gadżetów,
jak na przykład ten:
Czyż nie jest słodki? :)
Ma oczywiście wszystkie cechy charakterystyczne błyszczyka, jest gęsty, klejący, ale za opakowanie daję mu +100! Jak zaglądam do torebki, a on gdzieś tam sobie leży to od razu robi mi się miło :)
jest słodziutki :) aż sam się prosi,żeby go mieć :)
OdpowiedzUsuńUwielbiam błyszczyki w formie gadżetów <3 Są takie słodkie :>
OdpowiedzUsuńJa rowniez, teraz nie jestem fanka blyszczykow wole szminki, albo produkty dwa w jednym jak YSL glossy stain, dolaczam do obserwujacych i zapraszam na mojego raczkujacego bloga http://aiife.blogspot.com/
OdpowiedzUsuńBuziaki Ania.
Super gadżet. Ja ostatnio używam tylko pomadek ochronnych. ;)
OdpowiedzUsuń